sobota, 11 lutego 2012

Wszystko na to wskazuje

I wtedy spostrzegłem tego dzieciaka. Był ubrany jak zwykły dzieciak bez pieniędzy. Szkoda, że nie urodził się dziewięćdziesiąt dziewięć lat wcześniej. Miałby ładny beret i krótkie spodenki. Rzucałby kamyczkami nad brzegiem zalewu, robiąc żabki, niszcząc później bazie na konarze dębu. Dziś nawet nie rozpoznałby dębu. Jego dziadek rozpoznawał drzewa słysząc jedynie syk owiewanych liści. Nie znał swojego dziadka. Matka była w pracy. Spytałem, gdzie tak pędzi, gdzie się tak śpieszy. Opowiedział mi o bułeczce z ziarnami, na którą ma ogromną ochotę, ale nie ma przy sobie ani grosza. Mama niczego mu nie zostawiła? Zostawiła. Zjadł śniadanie, ale nadal jest głodny. Co zjadł na śniadanie? Dwie kromki chleba z cukrem. Zabiorę go do baru z domowymi obiadami. Mają tam dobre bułeczki. Nie chcę iść ze mną do baru. Nie zna mnie, widzieliśmy się kilka razy w życiu. Dziś nie rozpoznałby nawet dębu. Mój ojciec zakochał się kiedyś w pannie Malanowiczównie. Nic nie było prostsze, niż teraz. Nic prostsze nie będzie. Ale jest mi tak wygodnie, że chyba umrę niechcący.

Jakaś kobieta z twarzą w kolorze szklanki herbaty bez herbaty w szklance spojrzała na mnie zmieszana. Czy ja coś temu dziecku robię, czy ona musiała będzie dzwonić na milicję. Zaraz przyjedzie mój autobus. Wsiądę do niego i już z niego nie wysiądę. Spojrzałem jeszcze raz na tego przeklętego chłopca. Prostował papierek po gumie. Nie miał nawet odtwarzacza do muzyki. Jakie lubi piosenki? Różne. Ktoś mnie przeprosił, pytając o sto dziesiątkę. Sto dziesiątki jeszcze nie było, proszę pana. Grał ostatnio u kolegi w "Grand Tourismo". Ja oglądałem "Gran Torino". Te dzieciaki tak okropnie tam zagrały. Sztucznie, szantażem, nienawidzę dzieci. Chodzi do trzeciej klasy, rzadko ćwiczy na zajęciach korekcyjnych. Pamiętam, że kiedyś zostawiłem portfel w sklepie. Wróciłem tam dwa dni później i ten portfel czekał na mnie pod ladą. Sprzedawca nigdy nie ukradnie ci portfela; chyba że pieniądze już nie są mu potrzebne. Podobno jest świetny z matematyki, rewelacyjny. Ułamki to dla niego bułka z masłem. Nasunąłem czapkę na uszy. Sto dziesiątka skręciła w naszą uliczkę. 

Spoglądał się na mnie dziwnie. Chwilę zajęło mi spostrzeżenie, że to ja się dziwnie spoglądam na niego, a nie on na mnie. Jedzie do matki. Matka pracuje w urzędzie. Wszystkie koleżanki go znają. Pamiętam, jak mnie znały wszystkie koleżanki. Dać mu na bułeczkę? Nie, bo mama ma stołówkę na parterze. Musimy się pożegnać. Pewnie mignie mi jeszcze kilka razy. Boję się, bo nigdy nie myślę o ludziach, którzy potrafią mi tylko mignąć. Nie potrafię myśleć. Cały ten zgiełk doprowadza mnie do szału. Sto dziesiątka spuściła z siebie powietrze, ciężko rozsuwając drzwi. Muszę wsiadać. On zostanie na przystanku z kobietą bez cukru. Nigdy nie widział żyrafy, zbiera porcelanowe słoniki. Wydaje mu się, że są z porcelany. Kto dziś zbiera słoniki? Jeszcze tyle złego czeka tego bachora. Nie wiem, jak on sobie z tym poradzi. Daję mu dwa złote na bilet i kasuję swój.

Wszędzie roboty drogowe. Mam spotkanie w sprawie nowej pracy. Spóźnić się nie mogę. W przyszłym tygodniu wchodzi nowa konsola. Jak oni to wszystko w niej pomieścili? W pierwszym tygodniu cztery gry gratis. Normalnie trzeba byłoby wywalić prawie tysiąc. A tak? Ponad dwa tysiące bez prawie tysiąca. Aż szkoda mi rozpakowywać. Nienawidzę tego dzieciaka.