Prolog
- Śmierć
Równe
tętno. Ciepły puls. Seksowne tętno.
Erotyczny blues. Nie. Zwykły puls. Zwykłe tętno. Plastikowy
monitor EKG.
/\__/\__/\____________________________________/\__/\__/\
Piszczący,
długi sygnał, jak naga pustynia pomiędzy piramidami. Długi
sygnał. Sygnał przerywany. Jakby ktoś zaczął go nacinać. Nie.
Chyba odłączać i podłączać. Ti…Ta…Ti… Nie. To tylko
plastikowa słuchawka telefonu.
-
No cześć Basiu, tu Zbynek. Szczere współczuję śmierci męża. To był
świetny facet.
- Dziękuję...
- Ja dzwonię troszeczkę
popytać i przeprosić. Przeprosić, bo nie będę mógł odprowadzić
go na sam szczyt Marcinkowskiej Górki, bo mam przecież ten cholerny
lęk wysokości.
- ...Nie szkodzi, naprawdę...ważne, że
będziesz.
- Po drugie - jakiego koloru będzie trumna?
Bo nie wiem co założyć tak żeby pasowało...
- ...Trumna?
-
No tak, inaczej dębowa jesiona, drewniane pudło, nowy domek męża.
-
Boże...wiem...chyba – chwila milczenia w słuchawce – jasny
brąz.
- Podpalany?
- ...Chyba tak...
- Uu, to muszę nowy
garnitur kupić, niestety. Musiałaś sporo baksów wyłożyć.
Zgrzyt.
W słuchawce.
-
Zasługiwał na to...
- No tak, tak, ale z pracy ci niczego
nie wypłacili? Jakąś odprawkę, może kredyt pracowniczy „Sumienny
- Trumienny”?
- ...Nie byłam u niego w pracy.. powiem ci...nie miałam do tego głowy.
- Słuchaj, a on będzie miał w
trumnie tą starą perukę?
- Tak...zaniosłam...mu...
- Bo
wiesz...z jednej strony chodzi o to żeby nie mówił wszystkim „baj
baj” łysy jak pięta, a z drugiej ja coś tam widziałem, jakieś
obrzydliwe paprochy w tej peruce ostatnio.
- Nie zauważyłam...
- No jak ostatnio żeśmy
się widzieli parę dni temu, to widziałem. Mieliśmy w ogóle bardzo nieprzyjemną rozmowę, Baśka. Pokłóciliśmy się strasznie, no bo ile ja mogę czekać
na zwrot tej kasy, co na wasze wakacje pożyczył, nie? Ja rozumiem –
baju baj wyspy kanaryjskie...
- ...Nie przypominam sobie żeby coś
pożyczał...poza tym przecież byliśmy w Dąbkach nad morzem...
-
No to prawie to samo, tylko milej, bo wszystkich sąsiadów tam
spotkasz. Zapomniałem spytać w ogóle – dobrze się bawiliście?
-
Przecież ty też tam byłeś...piliście całe dwa tygodnie a my
byłyśmy z dzieciakami i codziennie rano was dobudzałyśmy, bo pytały się „czy dada jeszcze żyje”.
- No to mówię, że kasę
mi wisiał pieniądze za wódkę z całych dwóch tygodni.
-
Jezu…oddam ci..naprawdę..muszę ochłonąć, znajdę jakąś pracę
i oddam do cholery..!
- Na razie ci wierzę. A nawrzucałaś mu
trochę muszel znad tego morza? Bo przecież Dąbki to jedyne
miejsce, gdzie chłop sobie był poza Opatowem...
- Dzieci wzięły
sobie te muszle. Słuchaj, mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia.
- Rozumiem, rozumiem –
przygotowania, czarne kiecki i tak dalej. Ale dokończę o tej
peruce. No to żeśmy się pokłócili i on się strasznie na mnie
rzucać zaczął, jak jakiś gej albo inny tubylec. Wrzeszczał na
całą ulicę, wstyd! Potem mnie złapał za nowiuśką marynarkę,
charczeć zaczął, pluć na mnie, uwisł mi tak na szyi. I gada
„ratuj, ratuj, pomóż!” . No to go chlasnąłem w mordę, mówię
żeby się uspokoił i że żadnej wódki ani więcej kasy teraz nie
dostanie. Przykro mu się strasznie zrobiło, bo już się do mnie
nie odzywał i nie ruszał. Usadziłem go na ławce i wtedy
zobaczyłem z góry, że ma strasznie uwalaną w czymś tą perukę.
- Ty! Ty! Skurczy..!
- Ja, Baśka, zawsze powtarzałem, że
ta obrzydliwa wóda kiedyś go wykończy. I wykończyła.
Epilog
- Życie
1.
Istota
w białej sukience milczy istotnie, z białą poświatą zamiast
twarzy. Leży w dawnej świetności na kanapie. Mizia palcem swoją
poświatę i puka prawą piętą w lewą. Pod nim biel, nad nim biel,
wokół niego bezkresna biel. Zaczyna właśnie kreślić kwadraciki
w poświacie, kiedy nieopodal kanapy pojawia się niski, gruby
mężczyzna o bujnej czuprynie. Zbliża się pośpiesznie, choć
nieśmiało.
- Witaj, proszę księdza. – kłania się nisko, a
z głowy spada mu czupryna.
- Oszczędźmy sobie tego. Mów mi po
prostu Bóg.
- Tak, jest panie Bogu. – rzekł pochylony łysol,
szukający swej czupryny na białym dywanie.
- Nie szukaj, tu nie
będzie ci to potrzebne.
- Ale...dostałem ją na urodziny od
żony i syna.
- To było 23 lata temu – a Twoja żona syna nią
odkażała, gdy zbrakło papieru. A z kolei syn pewnego razu zwrócił
do niej zawartość żołądka.
- E! Przecież to ja, zwróciłem.
Ta łajza przecież ni piwa, ni winka, ni wódki, ni czego w gębie
nie miała. Ale że se sukinkot du...
- Pupę...pupusię, pupuśkę,
pupuninkę, pupeczkę, pupupipipusię...
- Że sę
dupę...podcierał!
- To także Twoja wina. Żona dała Ci wtedy
pieniądze na papier toaletowy, a Ty poszedłeś na wódkę! –
zaczął szurać nogami.
Szuranie z każdą chwilą stawało się
coraz bardziej nieznośne. Szur, szur, szur , szur. Grubas złapał
się za głowę i skulił.
- Ja wiem, że ty księże, Bogu,
możesz szurać syrami jak tylko chcesz. Głośno, głośniej,
najgłośniej! Szur, szurzej, najszurzej! Jesteś największym
szuraczem we wszechświecie. Większym od tej większości, co mówię,
i większy od największkości, co o niej mówiłem, przed
największkością! Ale błagam, na Boga Bogu Buga Bu, przestań
SZURAĆ! NIE CHCĘ SZURÓW! NIE SZURAJ!
- Kapci szukam. –
burknął donośne, jakby zamiast strun miał głazy.
Kawałek
białego, puchatego podłoża sam owinął się w dwie duże stopy z
chmurnego betonu.
- Czy wiesz co tak szurało, były
śmiertelniku? – zagrzmiał z piorunami Bóg.
- Syry twe, panie
Bogu? Niebiańskie, piękne? – rzekł ze łzami w oczach, na
kolanach.
- Nie. To Twoje sumienie tak szurało. Tylko ten głośno
słyszy moją arię szurania, kto ma sumienie obciążone.
Grubas
zaczął szurać nogami o podłoże. Po chwili nie słysząc nic,
usiadł na podłodze i znów zaczął próbę szurania.
- Nic nie
słyszę! – płacząc, bezradnie próbuje usłyszeć dźwięk swego
szurania.
- Bo sumienia swojego do tej pory nie słyszysz.
Słyszysz szuranie tylko tego, kto zna wszystkie Twe występki, Twe
sumienie. Tylko tego, kto silniejszy! A teraz!
Klepnął tak
bezlitośnie, tak wybitnie klapkiem o piętę, że aż grubas
przewrócił się na plecy. Zasłonił twarz rękami.
- Tylko nie
klapanie ciapem, ja nie znoszę! Nawet i brudne skarpety, tylko nie
ciapy!
Bóg (Biała poświata) uformował z chmur przypominających
watę cukrową, księgę. Posłał ją w łapska grubasa.
- Otwieraj
i czytaj. – huknął Bóg.
2.
Były
śmiertelnik otworzył z dziwną łatwością masywną księgę.
Chrząknął przerażony. I zaczął czytać
Osoby
dramatu:
Bóg
Ojciec
marny
Syn
niedobry
Potwór,
nie mąż
Bez
wyobraźni idiota
Pijak
Piwny
plotkarz rzeczy błahych
Grubas
A.
-
Skąd tu tyle ludzi?! A kim jest A.? A. kim? Panie Bogu? –
spojrzał z wybałuszonymi oczyma na Boga (Białą Poświatę)
-
Cichaj! Cichaj! Zaraz będziesz mówił, skrzeczał i beczał! –
Bóg zaczął klepać ciapkiem
o piętę.
Bóg
Bóg
(Biała poświata) wybija cały czas ten sam bezlitosny piętowy
rytm.
Słuchaj!
Wielki Ciap! Wielki Klap! Klapanie ciapem! Ciapanie klakiem! Mów!
Mów, co czujesz! Niech Twe cierpienie odbije się od CIAPA i wyzwoli
duszę! Mów! Klapanie ciapem! Ciapanie klakiem!
Ojciec
marny
Kot
Gargamela, Klakier! - wykrzykuje jakby ostatkami sił grubas i wije
się z bólu – Syn Arek oglądał Smurfy! W ciapkach oglądał! Jak
leżałem padnięty! Syrą w skarpecie gładził głośno ciapa! Jak
leżałem padnięty! Wrzeszczał „tata tata tata”! Cholera, nie
zniosę!
Bóg
Dobrze!
Dobrze! Ciapek-Pięta! Pięta-Ciapek! Piętuj ciapka! Ciapkuj piętę!
Syn
niedobry
Brałem
matce rentę!
Bóg
Przyrżnął
ciapkiem o piętę tak, że gdyby był człowiekiem na pewno zostałby
mu ślad.
Wielki
ciap! Ciap o podłogę bez dywana! Klapnięcie ciapa bez dywana!
Dywanięcie klapa bez ciapana!
Potwór,
nie mąż
Żonę
budziłem z rana! – przeturlał się w bok, lecz nad nim i tak Bóg
ze swym ciapem – Był ze mnie kawał mydła!I w ogóle nie mieliśmy
bydła! Nie! Pomyliłem! Wtedy też się tak myliłem! Wrzeszczałem
na żonę, że bije dzieciaka!A on spadł z trzepaka! Przypilnować
nie umie! Ja teraz siebie nie rozumiem! Kurwa! Święty Boże,
dopomożesz?
Bóg
Dobrze! Dobrze mówisz! Jeszcze kurwy się wyzbądź z miejsca obok
Świętego Boga! Kurwy się wyzbądź! Patrz na ciapa nad ciapami!
Natychmiast! – zaczyna nim wymachiwać – Gadasz, ciapasz! Wielki
ciap ze skóry, ze spoconą stopą! W ciapie,
w miejscu paluchów,
zadomowił się brud z uszów!
Bez
wyobraźni idiota
Zaczęło
nim telepać.
W
ciapie brud z uszów? Z ciapa brud w uszach? Ja nie zniosę tej
nielogiczności! Uszany miód w ciapie nie gości! W ciapie brud z
pazura! W pazurach brudu góra! W kanalizacji niejedna rura!
Bóg
Nie
stosuj dygresji i nie kłam! Pamiętaj, że Z USZÓW CIAPNĄŁ!
Pijak
No
z kolegą żem raz chlapnął!
Bóg
CIAP
Pijak
Dwa!
Bóg
CIAP!
Pijak
Trzy!
Bóg
CIAP!
CIAPULEC! RODZINA CIAPULETTICH!
Pijak
Milion
pincet sto dziewincet!
Bóg
CIAP!
Pijak
Wiency?
Bóg
Mniej!
Piwny
plotkarz rzeczy błahych
Wie
Bóg, że sąsiad był gej?
Bóg
Bez
regresji i dygresji! Odejść zero! Nie liczby, a słowa! Teraz płacz
nad swoim ciapem! Bo ja ciapię nad twym płaczem! Ciapię na twój
płacz!
Sracz
W
pracy przezywali mnie Sracz! – człowiek ma całą twarz mokrą od
łez i potu – W
pracy przezywali mnie SRACZ! Sracz mnie przezywali, bo wcześniej się
napiłem. Z wygódki nie wychodziłem!
Bóg
Bóg
wzniósł się do góry i wziął ciapy w swoje ręce.
Wziąłem
ciapy w swoje ręce! Szczerze płacz, bo ciapem dotknę!
Grubas
Nie!
Błagam na Boga, Bogu! Nie dotykaj!
Bóg
Dotknę!
Albo ciap albo płacz!
Sracz
Sracz!
Sracz!
Bóg
zbliżył ciapy na odległość około pół metra od człowieka.
Grubas
Dobrze!
Dobrze! Zapłaczę najgłośniej! Będę beczał, ryczał, kwi kwi
kwiczał! – podniósł się ledwo na kolano i wzniósł ręce do
góry. Patrzy zapłakany:
BE!
Przepraszam rodzinę za to, że chlałem!
BEE! Przepraszam
kolegę, że mu nie oddałem!
BEEE! Przepraszam cię Baśka, za
słabo kochałem!
BEEEE! Przepraszam Cię synu, że młodość
zmarnowałem!
BEEEEE! Przepraszam za wstyd, który wam
przyniosłem!
BEEEEEE! Przepraszam gadzino, że na Ciebie
doniosłem!
BEEEEEEE! Przepraszam za wszystkie te chwile
stracone!
BEEEEEEEE! Przepraszam jeszcze raz i na wszelki wypadek
– żonę!
BEEEEEEEEE! Przepraszam też tych, których przeprosić
nie zdążyłem
BEEEEEEEEEEE! Boże,
tej grubej w liceum dawno temu wsadziłem!
3.
Padł
zemdlony. I zdziwił się, bo przez zamknięte powieki nie
prześwitywała jasność. Panowała za to podziemna ciemność
węglem malowana. Zaczął oddychać głęboko, jakby się tą
wszechobecną, nienaturalną czernią dusił. Na szczęście dla
człowieka, pojawiła się nadzieja. Żona wyłoniła się z nicości
i patrzyła na niego. Srogą miała minę.
- Znowu piłeś?
-
Baśka! Basiu!Nie piłem! Nigdy się już nie napiję!
Zniknęła.
Wołał, krzyczał,bezskutecznie. Zamiast niej pojawił się syn
Arek. Płakał.
- Boję się, że zostanę takim ciulem ze
szklaną szyjką jak ty!
- Mówiłem ci synu żebyś nie klął!
Nieładnie kląć!
- Pijany pijus!
- Arek! Zapomniałem ci
powiedzieć. Zapomniałem i już nie powiem! W szafie pod ubraniami
nagrałem kiedyś na kasety wszystkie odcinki z Gargamelem!
-
Dorosły już jestem!
- Weź, weź!
Zobaczył swojego
starego psa-kundla.
- Żywiec! Żywiec! Chodź do pana!
Chodź!
Spostrzegł po chwili, że pies trzyma w pysku kapcia,
merda szczęśliwy ogonem. Wyciągnął rękę w stronę pyska
zwierzęcia. Bardzo chciał zabrać mu but. Tak bardzo tego chciał.
-
Daj panu! Teraz już założę! Naprawdę!
Pies
zniknął. Albo uciekł. Razem z nim zamazała się ciemność, a
pojawiła wcześniejsze, przenikająca całe ciało jasność.
4.
-
Nie! Pies uciekł! Co teraz?
- Spotkała cię kara. Wcześniej
uciekałeś od ciepłych ciapów, dywanu na trzepaku, garnków,
jasnego ogniska i twarzy tych pięknych ludzi. Otrzymasz jeszcze jedną karę.
- Panie Bogu!
Jaką?
- Twoją karą jest Życie.
- Życie? Wracam do
życia?! Wracam na wyro?! Haja! Wspaniale!
- Ale będzie to nowe
życie. Całkiem od nowa.
- I nic nie będę pamiętał? Tak to
nie chce! Oszczędź mnie! Ciapy pokocham!
- Nic, nie będziesz
pamiętał. Co kochałeś ani czego nienawidziłeś. Nowe życie.
-
A gdzie idę, powiesz?!
- Ojciec Twój będzie alkoholikiem. Taki jak
ty będzie, znasz go.
- Panie Bogu! Nie! Nie!
- Tak. –
wyciągnął rękę w stronę człowieka.
Ten
złapał się jej kurczowo, nie chciał puścić.
- To ja chcę do
Piekła! Istnieje Piekło, co? Całe życie mnie to trapiło, czy tam
pójdę. Istnieje Piekło?
Bóg zaczął się dobrodusznie
śmiać.
- No , odpowiedz panie Bogu?
- Chodziłeś po nim
przez 59 lat i dalej pytasz?
Nowy
rozdział
Młody
mężczyzna kucnął przy wózku ze śpiącym dzieckiem w środku. Żona mężczyzny pasowała do mężczyzny. Oboje byli dość
przeciętnej urody i ubioru. Przeciętne mieli miny. Zwłaszcza
mężczyzna, który prosto patrzył na dziecko. Tak jakby
chciał mu powiedzieć, że zrobi dla niego wszystko.
-
Wszystko zrobię, żeby nie był taki jak ojciec, Panie Zbynku. – powiedział
mężczyzna patrząc na różowości swojego synka.
- Ale twój ojciec to był świetny facet. Wpadł tylko w złe towarzycho, Aruś. - splótł ręce Zbynek, zamiatając wesoło ogonem.