Spocony dupal kobiety zwanej lycrą i
zwanej optymizmem był całkowicie lepszy niż ten zlepek cytatów,
antologia parapetów, o które opierał się mój dzień, co go
opuściłem dwie ulice temu. Przestrzeń pokonała czas. To znaczy na
chwilę obecną, a więc chwilowo. Pomnik zwycięstwa przestrzeni też
zależny jest od czasu i trwać pewnie będzie do czasu mojego
wyjścia z tramwaju, czyli wehikułu zawieszającego przestrzeń.
Spieprzyłem początek. To już koniec.
Każda nasza doba kończyła się i
zaczynała od „itd.”, by ostatecznie zostać przeciętą moim
kiełbasianym „vice versa”, małostkowym i wrednym jak obfity
lunch przed apokalipsą.
Teraz wywołuję Ją po kolacji, w
czerwonej ciemni. Tafla kałuży pod latarnią, gdzie podczas deszczu
nocne błyskają flesze. Tam, nieopodal, obok ławki, poznaliśmy
się, przyodziani w psa na smyczy i ciepły precel.
Kasownik wybił mnie w zapomnienie.
Solarne imperium, kontrastując z kliszą wieczornej ulewy,
kolonizowało granitowe kolano kobiety przeciwsłonecznej. Poroniony
promień obnażał wszystkie koleiny zakonniczych rajstop,
chroniących przed drobnoustrojami.
Ona, tamta, po wyjściu z kościoła
pachniała kadzidłem, ale inspiracje do listów miłosnych czerpała
z najtańszych pornosów. Eros ma przeziębienie, Biblia jest
przeciwko i winszuje przegranym, a pornol okazuje się być
najgłębszą kopalnią wiedzy o anatomii kopulacji przy świeczce
zapachowej:
„Chciałabym, żebyś zajął się
moją małą pussy, a ja wtedy wędrowałabym językiem po Twoim
rumaku”.
Chciała, żebym zajął się jej małą
pussy. Oprócz tego cytowała własną matkę, jeszcze o tym nie
wiedząc; prasę codzienną też, ciekawe eseje i felietony o tym, co
toczy przestrzeń, podczas gdy ja uczyłem się wieczności. Reszta
uważała ją za głupią, bo publicznie spytała o to, czym jest
„rekompensata”.
- Rekompensata to zadośćuczynienie za
krzywdę. Zrekompensuj mi to, zadośćuczyń. – tłumaczył
profesor.
Ona była nutą, drukiem, sceną w
filmie, okropnym nawykiem, może wszyscy jesteśmy. To wszystko
ciekawsze niż miednica z praniem. A ja nie byłem tak czysty, by
godzić się na kurestwo. Ten zapach znam na pamięć od ojca,
dziada, pradziada. Urodziłem się pod zieloną tablicą jakiegoś
miasta. Z jednej strony tu jestem, a z drugiej mnie nie ma. Ale ten
zapach znam na pamięć.
Uwielbiałem ją upijać. Staranne
kolorowanie plakatów zostało jej jeszcze z podstawówki. Dlatego na
przekór uwielbiałem ją upijać. Myślałem, że tego nie widzi.
Zdradzała mnie na prawo i lewo. Myślała, że tego nie widzę.
Modlitwa o rozchylenie nóg przez
nieznajomą z tramwaju. Wertując przez łzy wszystkie znane fetysze,
szukałem podniet, potrzebowałem kobiety bezpośredniej, chociaż
spisu jej treści, ślepej uliczki, krańcowego bieguna na zwiewnym
szalu, gładzącego frędzelkiem po lewym policzku.
Teraz tylko nasiąkam
potem, jak pięść pełna monet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz