sobota, 23 czerwca 2012

Podłoga

A kiedy leżałem już niczyj na dębowym lodowisku, ona przybiła mnie do niego jak małego gwoździa. Poznała innego mężczyznę. Dobrze. Zbliżyli się do siebie. Niech będzie. Kilka moich ukąszeń po przecinku. Niech ma przyjaciół. Jakiś śmiałek weźmie na plecy ten ciężki głaz, będzie z nią rozmawiał, będzie w ciszy słuchał jej mimo zadrapań, sińców i skoliozy. Ja sam byłem często zbyt wyczerpany, by brać to brzemię na własny kręgosłup. Ale ona się z nim zerżnęła, pewnie z jakąś godzinę przed tym, kiedy mi o tym powiedziała. A mówiąc mi to płakała, tak bardzo płakała, geniuszem była ryku. Naturalnie jej wychodziło, niczym obłok, obficie jak niedźwiedź. Spytałem czy płakała, kiedy mu dawała. Cisza. Milczała przez chwilę, przypominając sobie, jak bardzo było jej dobrze.
- Nie.
- Więc teraz też nie płacz, wyjdź.
Chciałem pobyć w ciszy i posłuchać drewnianej podpalanej podłogi, pamiętającej całego mnie. Przytuliłem się do schłodzonej przyjaciółki.

Matka siedziała na łóżku, promienie telewizora malowały jej twarz na niebiesko. Bujne, puszyste włosy, blade policzki, całe ciało otulone koszulą nocną. Tuląc policzek do podłogi i zasypiając, myślałem o jej owłosionej waginie którą zobaczyłem tego ranka w łazience. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnego uczucia-podniecenia, wstydu albo nawet śmiechu. Teraz podczołgałem się pod jej nogi i wspiąłem się na łóżko.
- Co robisz?-spytała wciąż patrząc w ekran, jakby tam zaklęte były jej marzenia.
A ja milczałem. Niezdarnie przykryłem się ciepłą kołdrą i zacząłem zabawę w mrużenie oczu, czyli sprawdzanie, ile będę w stanie zobaczyć przy coraz bardziej przymykających się powiekach. Kiedy prawie nic już nie było widać poza ostrym światłem telewizora, zapadła ciemność całkowita. Skończył się program, matka wyłączyła telewizor, zaczęła wyciągać mnie z łóżka. Poprosiłem ją żeby przestała, bo chcę jej coś powiedzieć. Posłuchała, a ja podparłszy się na rękach spojrzałem na jej widmo. Ręka spoczęła na moim boku.
- Chcę mi się kupę. - wyszeptałem nie odrywając od niej wzroku.
- Chodź, pójdziemy do łazienki.
Nikt tak troskliwie nie reaguje na kupę człowieka jak jego własna matka.
- Bardzo chciałbym zrobić ją tutaj, ale wiem że będę musiał przejść przez zimny korytarz do łazienki.
- Zaniosę cię.
Wzięła mnie na ręce i wyszliśmy z pokoju tymi samymi drzwiami, którymi teraz wyszła ona.

Jak zwykle, te kilka świętych chwil dało mi spokój. Ocknąłem się i podpełzłem do mojego wehikułu. Mocno złapałem się go obydwiema rękami i po około minucie byłem już na tronie. Niedługo pewnie uda mi się zrobić to w pół minuty. Pojechałem za nią. Minąłem korytarz ze śliską podłogą i skręciłem w lewo. Płakała w kuchni, a śmierdzący papieros razem ze mną dogorywał w popielniczce.
- Nie musisz płakać. -podjechałem bliżej- To znaczy chodzi mi o to, że nie masz powodu żeby płakać. Jest w tobie teraz dużo z dziwki, ale to ci przysługuje. Wiesz dlaczego.
Nic nie mówiła, wolała jednak płakać. Znowu wzbierała we mnie złość, a tak bardzo przecież nie lubiłem się złościć. Zacząłem jej mówić straszne rzeczy. O szacunku, że wciąż go mam. O błędach, które popełniłem. O miłości. Ale myślałem tylko o tym żeby ją zerżnąć. Wyglądała cudownie, kiedy płakała. Brzydziłem się tylko przez to obce wsuwanie ponad godzinę temu.
To chyba spowodowało, że moje myśli zamieniły się ze słowami.
- Robiłaś mu laskę? - udała, że nie słyszy, była czerwona, oczy miała napuchnięte od płaczu, który nie pozwalał jej od razu odpowiedzieć i wykorzystywała to przez moment- Robiłaś? Tak?
Pokręciła głową. Wierzyłem jej, była szmatą. Szmata nie patrzy w oczy, ale mówi prawdę.
A więc od razu przeszli do wsuwania. Musieli być zdrowo napaleni. Pytając czy zrobi ją mi, wiedziałem że przez chwilę będzie milczeć, nie denerwowałem się, zastygłem. Patrzyła na smukłe palce swoich rąk tworzących różne figury. Zacząłem mieć obrzydliwe myśli. Na szczęście, w końcu zbliżyła się gwałtownie, tak żeby nie patrzeć mi w oczy. Zaczęła wolno muskać ustami moją szyję. Wtedy już cała moja, skruszona i nieśmiała, uklęknęła na kuchennej podłodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz