- Mam do tego taką smykałkę, że
mógłbym powiesić mojego szwagra za jaja i choince nic by się nie
stało. On by tylko miał niepotrzebny worek na buty. – mówi pan
Tomek, 44-latek spod Lublina, który od 19 lat prowadzi jednoosobową
firmę zajmującą się wieszaniem bombek na choinkę. Ta osobliwa
działalność wzbudza, delikatnie mówiąc, dość umiarkowane
zainteresowanie. Można jednak co nieco o niej znaleźć w
internetowym spisie usług:
Profesjonalne wieszanie bombek –
Tomasz Mandżur
Całodobowo przez cały grudzień. Cena
zależna od wielkości zamówienia. Dojazd do domu – GRATIS.
Właściciel jest jeszcze bardziej
tajemniczy. Na swoim profilu w serwisie społecznościowym widnieje
jako Tomasz Mandżur, o pseudonimie szkolnym: „Bombino Kretino”.
Postanowiliśmy więc skorzystać z
jego telefonicznego zaproszenia i odwiedzić go w domu rodzinnym w
Majdanie Nowym. Wita nas ubrany w sweter niski łysiejący mężczyzna
o krępej budowie ciała i pogodnej twarzy. Tomasz swoją firmę
zorganizował w pokoju rodziców. Okazuje się, że rozkręcanie
interesu w 91’ roku nie było łatwe, a problemem były nie tylko
reformy Balcerowicza:
- Ojciec miał cukrzycę i bez przerwy
szedł do wyra. – tłumaczy Mandżur - A ja przecież
zorganizowałem biuro, zatrudniłem sekretarkę i postawiłem biurko
z telefonem przy łóżku. No i co? On ciągle się przeczołgiwał
pod tym biurkiem, aż w końcu zasypiał pod nim jak społeczny
margines. Matka jeszcze przychodziła wcierać mu maście albo
obcinać paznokcie. Strzelało to wszystko w oczy.
Pana Tomka zastajemy podczas rodzinnych
przygotowań do Bożego Narodzenia. Z kuchni pachnie wigilijnymi
potrawami, a niewielkie radyjko wygrywa najsłynniejsze świąteczne
kolędy.
- Kasza dla psa. Mnie w święta i tak
nie ma. – macha ręką pan Tomek.
- A gdzie pan jest? Wiesza pan bombki?
- Nie. Pies mi zginął. Muszę go
znaleźć.
Prawie w każdym zakamarku
skromniutkiego domu można wypatrzeć bombki na choinkę. Udekorowane
są nimi szafki, telewizor, ściany, a nawet szyja pana Tomka.
Malutka bombka-talizman przypomina gałkę oczną, która obserwuje
każdego, kto na nią spojrzy.
- Szklane oko mojej sekretarki.
Tragiczna historia. – gospodarz milknie na kilka chwil.
Trafiamy w końcu do centrum
„Profesjonalnego wieszania bombek”, pokoju rodziców. O dziwo, to
ciasne miejsce okazuje się jedynym pomieszczeniem, gdzie nie
odnajdziemy ani jednej bombki. Pan Tomek twierdzi, że nie zabiera
pracy do domu. Co właściwie sprawiło, że zajął się wieszaniem
bombek?
- Od dziecka miałem smykałkę do
wieszania bombek. – śmieje się pan Tomek – jedna tu, druga tam
i tak to zleciało. Jak w każdej polskiej rodzinie, u nas wiesza się
bombki od pokoleń. Ładne są i kolorowe. Dziadek wieszał, ojciec
wieszał, nawet mój brat wieszał.
- Dlaczego nawet?
- Jest ślepy od urodzenia.
Pan Tomasz nadal jest kawalerem. Ma
więc zapewne dużo czasu na pracę. Pytamy o zdecydowanie
najtrudniejsze zlecenie w dotychczasowej karierze bombkarza.
- Na pewno powieszenie surowych kurzych
jaj na choince. Klient był ciężko chory i lekarze powiedzieli, że
nie dożyje Wielkanocy. Chciał poczuć atmosferę obu świąt na
raz.
- To smutne.
- Wcale nie, bo zwolniło mi się
miejsce w biurze. – cieszy się pan Tomek - To był mój ojciec.
- Jakieś plany co do firmy na przyszły
rok?
- Poszerzenie oferty - będę też
zdejmował bombki.
Powrót do pokoju gościnnego. Pytamy
go na koniec o początek - dzieciństwo i przezwisko, którego
dorobił się w szkole. Odpowiada bardzo niechętnie. Widać
wyraźnie, że nie lubi o tym mówić i jest to dla niego bolesne.
- Rzadko to mówię, ale dla gazety
mogę się poświęcić. To było na studniówce. Zaprosiłem na nią
najbrzydszą i najgłupszą dziewczynę w klasie – Klarę. Było mi
wszystko jedno. Miałem nie iść, ale pomyślałem – co mi tam.
Zrobię dziewczynie przyjemność, bo bardzo przeżywała, że nikt
jej nie chce zaprosić. I nic dziwnego. W końcu była głupia i
brzydka. Ale mnie też lubili tylko w grudniu. Wtedy nawet zrobiłem
dla niej śliczną bombkę, najpiękniejszą na świecie, o
wszystkich kolorach tęczy. Dałem ją Klarze przed samym balem.
Uśmiechnąłem się. „Jesteś tak ładna jak ta bombka” –
powiedziałem. A ona ni stąd ni z owąd w płacz. Uciekła.
- Dlaczego?
- Bo była najgłupszą dziewczyną w
klasie, już mówiłem. A że była też najbrzydsza to dałem sobie
spokój i poszedłem coś przekąsić. Jak szedłem do stołu,
ukłoniłem się wychowawczyni, ale nie zauważyłem jej długiej
sukni pod nogami. Wyrżnąłem i stłukłem najpiękniejszą bombkę
na świecie o jej buty. Wszyscy zaczęli rechotać.
- I stąd „Bombino Kretino”?
- Nie… „Bombino Kretino” to od
dziadka, kiedy mnie pierwszy raz zobaczył. Myślałem, że pytacie o
„Ciula bombkowego”. – wyjaśnił pan Tomek.
Kiedy opuszczamy dom, słyszymy dziwne
odgłosy przypominające piszczenie.
- Nie, to SMS mi przyszedł. Też
możecie napisać gdybyście potrzebowali pomocy z bombkami. –
uśmiecha się Mandżur. – Wesołych świąt!
Napiszemy, życząc wszystkiego, co
najlepsze. Żeby nikt nie był smutny i każdy miał z kim wieszać
bombki na choinkę. Nawet pan Tomek, który te święta spędzi sam.
Zawsze jednak możesz złożyć zamówienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz