sobota, 3 grudnia 2011

Po prostu ciekawe


Goląc się rano, chlasnąłem mordę dwa razy. Chlasnąłem się dwa razy w mordę i zdałem sobie sprawę, że tytułując tak ten wpis, ograniczam nas do spraw wyłącznie ciekawych. Pauza. Kosiara z kwintentem ostrzy zastyga pod nosem, pianka wysycha na skroni. Chwila na moment. Czy  już po chlaśnięciu się dwa razy w mordę dzisiejszego poranka nie ograniczyłem siebie do tak nieciekawej czynności jak wylanie jogurtu  na ranę? Podszedłem wtedy do psa i nadstawiłem policzek. Pieszczotliwe zlizał jogurt, aplikując na ranę leczniczą ślinę, dzięki której uniknę gangreny.

Opuszczając mieszkanie bezpodstawnie zrelaksowany, zleciałem ze schodów omijając jeden stopień. W obawie przed tym, że zlecę z następnych, wyskoczyłem przez okno. W locie zapragnąłem chwycić rynnę. Gdy chwyciłem rynnę, ta urąbała się od betonu i poleciała w dół razem z nowym właścicielem. Rozbiłem głowę - czaszka pęknięta konturem Przylądka Dobrej Nadziei - kałużę krwi wokół powiększał mikroskop, albo rzeczywiście było jej coraz więcej. Chyba rzeczywiście. Zacząłem sobie podśpiewywać pewien przebój z lat 80'tych, kiedy próg klatki żwawo przeskakiwał dolny sąsiad. 
- Znam to. To leciało coś tara...rara... - załapał refren.
- Sąsiedzie. - pełen urazów nadstawiłem kontuzjowany policzek. 
Schylił się tak, jakby chciał kucnąć. Po chwili kucnął i się schylił.
- Chlasnął się pan dwa razy w mordę? Jestem ciekaw tylko, jak pan to sobie leczył. - pokręcił głową.
- Jogurt na policzek i psia ślina.
- Z tego gangrena jak nic. - krzyknęła kobieta w oknie, opierająca życie o poduszkę.
- Po ile jogurt? Dziewięćdziesiąt dziewięć groszy bez kawałków truskawek. To pamiętam. 
Spostrzegł, że buty ubrudziły mu się krwią. Krzyknął melodyjnie:
- Ubrudziły mi się!
- Łap! - kobieta zrzuciła mu jaśka. Złapał i wytarł oba zamszacze. Położył jeszcze na ziemi, podskoczył na nim parę razy i celnie cisnął w parapet przyjaciółki. Włożyła z powrotem pod łokcie.
- Może pan chce pod głowę? 
- Jeśli można, to bym poprosił. Tara...rara... - oświadczyłem.
Kobieta rzuciła pubybucowi białą poduszkę. Podłożył mi ją pod głowę.
- Ja jestem ciekaw jak pan to zrobił, że spadł na głowę i się panu tak rozłupała. 
- Ja też jestem ciekawa! Niebywałe i genialne! - krzyknęła.
Poczułem poduszkę wypchaną budyniem. Nasącza się brunatnym kożuchem wyszywanym przez zdolnego krwiawca.
- Poza tym ja jestem ciekawy, jak pan nową rynnę urwał.
- A ja jestem ciekawa wielu innych rzeczy! Chciałabym pojechać do Szkocji! 
Przewróciłem się na drugi bok. Rzeczywiście, trochę bym sobie pospał. Sąsiad zdjął kurtkę i mnie nią przykrył.
- No powiedz pan, bo ludzie ciekawi. 
- Niech pan przeparkuje samochód, bo z rury wydechowej mi śmierdzi przed snem. - wskazałem czerwonego malucha z wypucowaną rejestracją.
Wsiadł do samochodu, zapalił i przejechał po nodze narratora. Zdjąłem but ze zmiażdżonej kończyny, bo zbyt mocno uwierał mnie w niedobitki pulsu. Wtuliłem się w kurtkę, mrucząc do asfaltu. Sąsiad odkorbował szybę. Sąsiadka zrzuciła mu poduszkę, żeby oparł o nią łokieć. Sąsiad oparł.
- Powiesz pan? - zapytał oparty.
- Powiem, że któregoś dnia o was coś napiszę.
- A rynnę naprawi pan, czy kto?
- Nazwę to „Po prostu ciekawe”.
- On się z nami bawi! - jęknęła w ekstazie kobieta.
- A tak naprawdę, to nic ciekawego tam nie będzie.
Żyć zemstą nie można, ale można o niej śnić. Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz