Goląc
się rano, chlasnąłem mordę dwa razy. Chlasnąłem się dwa razy w
mordę i zdałem sobie sprawę, że tytułując tak ten wpis,
ograniczam nas do spraw wyłącznie ciekawych. Pauza. Kosiara z
kwintentem ostrzy zastyga pod nosem, pianka wysycha na skroni. Chwila
na moment. Czy już po chlaśnięciu się dwa razy w mordę
dzisiejszego poranka nie ograniczyłem siebie do tak nieciekawej
czynności jak wylanie jogurtu na ranę? Podszedłem wtedy do
psa i nadstawiłem policzek. Pieszczotliwe zlizał jogurt, aplikując
na ranę leczniczą ślinę, dzięki której uniknę gangreny.
Opuszczając
mieszkanie bezpodstawnie zrelaksowany, zleciałem ze schodów
omijając jeden stopień. W obawie przed tym, że zlecę z
następnych, wyskoczyłem przez okno. W locie zapragnąłem chwycić
rynnę. Gdy chwyciłem rynnę, ta urąbała się od betonu i
poleciała w dół razem z nowym właścicielem. Rozbiłem głowę -
czaszka pęknięta konturem Przylądka Dobrej Nadziei - kałużę
krwi wokół powiększał mikroskop, albo rzeczywiście było jej
coraz więcej. Chyba rzeczywiście. Zacząłem sobie
podśpiewywać pewien przebój z lat 80'tych, kiedy próg klatki
żwawo przeskakiwał dolny sąsiad.
-
Znam to. To leciało coś tara...rara... -
załapał refren.
-
Sąsiedzie. - pełen urazów nadstawiłem kontuzjowany policzek.
Schylił
się tak, jakby chciał kucnąć. Po chwili kucnął i się schylił.
-
Chlasnął się pan dwa razy w mordę? Jestem ciekaw tylko, jak pan
to sobie leczył. - pokręcił głową.
-
Jogurt na policzek i psia ślina.
-
Z tego gangrena jak nic. - krzyknęła kobieta w oknie, opierająca
życie o poduszkę.
-
Po ile jogurt? Dziewięćdziesiąt dziewięć groszy bez kawałków
truskawek. To pamiętam.
Spostrzegł,
że buty ubrudziły mu się krwią. Krzyknął melodyjnie:
-
Ubrudziły mi się!
-
Łap! - kobieta zrzuciła mu jaśka. Złapał i wytarł oba
zamszacze. Położył jeszcze na ziemi, podskoczył na nim parę razy
i celnie cisnął w parapet przyjaciółki. Włożyła z powrotem pod
łokcie.
-
Może pan chce pod głowę?
-
Jeśli można, to bym poprosił. Tara...rara... - oświadczyłem.
Kobieta
rzuciła pubybucowi białą poduszkę. Podłożył mi ją pod głowę.
-
Ja jestem ciekaw jak pan to zrobił, że spadł na głowę i się
panu tak rozłupała.
-
Ja też jestem ciekawa! Niebywałe i genialne! - krzyknęła.
Poczułem
poduszkę wypchaną budyniem. Nasącza się brunatnym kożuchem
wyszywanym przez zdolnego krwiawca.
-
Poza tym ja jestem ciekawy, jak pan nową rynnę urwał.
-
A ja jestem ciekawa wielu innych rzeczy! Chciałabym pojechać do
Szkocji!
Przewróciłem
się na drugi bok. Rzeczywiście, trochę bym sobie pospał. Sąsiad
zdjął kurtkę i mnie nią przykrył.
-
No powiedz pan, bo ludzie ciekawi.
-
Niech pan przeparkuje samochód, bo z rury wydechowej mi śmierdzi
przed snem. - wskazałem czerwonego malucha z wypucowaną
rejestracją.
Wsiadł
do samochodu, zapalił i przejechał po nodze narratora. Zdjąłem
but ze zmiażdżonej kończyny, bo zbyt mocno uwierał mnie w
niedobitki pulsu. Wtuliłem się w kurtkę, mrucząc do asfaltu.
Sąsiad odkorbował szybę. Sąsiadka zrzuciła mu poduszkę, żeby
oparł o nią łokieć. Sąsiad oparł.
-
Powiesz pan? - zapytał oparty.
-
Powiem, że któregoś dnia o was coś napiszę.
-
A rynnę naprawi pan, czy kto?
-
Nazwę to „Po prostu ciekawe”.
-
On się z nami bawi! - jęknęła w ekstazie kobieta.
-
A tak naprawdę, to nic ciekawego tam nie będzie.
Żyć
zemstą nie można, ale można o niej śnić. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz