środa, 11 stycznia 2012

Owoce i warzywa


Wszedłem do ciasno urządzonego sklepu spożywczego. Powietrze wypchane było aromatem pomidorów i kiszonej kapusty w beczkach, które zapychały całe pomieszczenie. Małe radyjko przy cytrynach pachniało muzyką  z hotelowej windy.

Łysiejący facet w masywnych okularach wysoko, prawie pod sam wentylator, podrzucał pomidory i uderzał w nie głową. Próbował trafić do stojącej naprzeciw niego skrzynki i za każdym kolejnym strzałem, stękał coraz bardziej i podskakiwał. Podszedłem bliżej. Spojrzałem na podłogę za ladą - ani jeden pomidor nie dotarł do celu, rozkładając w zamian czerwony mokry dywan.
- Dzień dobry. - zagaiłem. - Poproszę.
- Ah! - uderzył głową w jedno napuchnięte pomidorzysko.
Powtórzyłem moje dzień dobry. Tym razem już mnie spostrzegł. Oparł się o ladę, ale oczy mu nagle zwilgotniały. Padł pełną gębą i zaczął płakać. Po chwili wył już pełnym głosem, a ja wydąłem usta emanując współczuciem. 
- Czy w związku z pana stanem nie będzie miało znaczenia jakie potrzebne warzywa wymienię, bo i tak ich teraz nie otrzymam? - zapytałem.
Poderwał się, wytarł rękawem kinola.
- Tak, dokładnie tak będzie, proszę pana! - zaryczał i powrócił do pozycji sprzed kilku sekund.
- Mogę wiedzieć co się stało?
Poderwał się, wytarł rękawem nochala, oczy, a potem drugim rękawem wytarł pierwszy.
- Bananem nie! Jabłkiem nie! Śliwami nie! Ziemniakami młodymi i starymi też nie! Sałatą też nie! Włoszczyzną też nie! No i pomidorem też nie! I jak tu ma być w tym kraju dobrze? I jeszcze taka kompromitacja, bo mi przy panu nie wyszło!
- A gdyby panu wyszło to myśli pan, że uważałbym pana za mniejszego idiotę? 
Znowu zalał się łzami i padł na ladę. Wzruszyłem ramionami. Sięgnąłem po dwie reklamówki jednorazowe i nabrałem w nie trochę ziemniaków oraz marchewki. Wziąłem jeszcze parę cytryn, bo i tak nie patrzył. Minąwszy go skierowałem się ku wyjściu. 
- Sześ złoty. 
Odwróciłem się. Czerwony od płaczu opierał się o ladę.
- Słucham?
- Sześ złoty.
Westchnąłem. Położyłem wszystkie cytryny na ladzie.
- Trzy siedemdziesiąt. 
Wyjąłem dwie dwuzłotówki i położyłem je na szklanej papierośnicy z reklamą papierosów - przedmiocie, którego nigdy nie potrafiłem nazwać. 
- A próbował pan z cytrynami?
Po raz kolejny zawył pełną gębą. Dopiero teraz zauważyłem, że wszystkie wzięte przeze mnie cytryny są brudne i poobijane. A teraz właśnie podrzucał sobie moją byłą dwuzłotówkę. Spadła mu ciężko na lewe oko. 
- Ałaaa! Boli! Oko mi wypłynęło! Czuje jak płynie!
- To łzy. Łzawi panu oko. - wyjaśniłem spokojnie.
Już nie reagował. Trzymał się za to nieszczęsne lewe oko i obracał się wokół własnej osi. Miałem dość. Przeleciałem wzrokiem po skrzynkach i warzywach. Są-piękne, dorodne banie.
- Kalafior! Próbował pan z kalafiorem? 
Tak głośno beczał, że pewnie mnie nie usłyszał. To musiało się udać, bo zawsze się udaje, kiedy rozwiązanie sytuacji podsuwa ktoś, kogo to w ogóle nie obchodzi. A za chwilę powie, że jestem geniuszem. Z czterema złotymi i cytrynami gratis. 
Szturchnąłem go. Znów to samo - tylko się trząsł. Wziąłem spory kalafior ze skrzynki. Postukałem sprzedawcę w plecy. W końcu się wyprostował i spojrzał na mnie spuchniętymi oczyma. 
- No! Hop! - podrzuciłem wysoko kalafior.
Sprzedawca spojrzał w górę, na wentylator, jakby błagał o ułamek wiatru. Wtedy kalafior ciężko łupnął w jego głowę, pieczętując porażkę. Facet próbował jeszcze złapać ladę, ale wyszło z tego jedynie bezwładne opadnięcie na czerwony dywan. Zemdlał.

Poszedłem za ladę. Kalafior leżał całkiem zniszczony obok jego głowy, a skrzynia nadal była pusta. Zgarnąłem resztki i wpakowałem je do skrzyni. No i jest. Podniosłem dwa złote z podłogi i szklanek papierośnicy. Wybrałem sobie dorodne, niezużyte cytryny. Wtedy radyjko obok nich przestało grać, a miły kobiecy głos zapowiedział reklamę.
- Zapraszamy wszystkich twardogłowych warzywnych maniaków na doroczny festyn i konkurs warzywny "Strzel sobie z warzywa!". Pamiętajcie! Głową nie tylko trzeba umieć myśleć, ale strzelać! Do zobaczenia ! 

Zrobiło mi się go żal i przed wyjściem zostawiłem jedną dwuzłotówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz