4
czerwca 2009
Roman
wracał do domu uśmiechnięty. Na klatce schodowej zdążył, jak co
dzień, pogodzić się z tragedią losu ludzkiego i zerknąć na
drzwi mieszkania po starym sąsiedzie.
We własnym progu całkiem na nowo pokochał siebie jako człowieka. Aż w końcu zasiadł na skórzanym fotelu i sięgnął po pilota. Zgrabnym ruchem kciuka wcisnął zielony, największy przycisk na panelu sterowania. 20' calowy telewizor bzyknął i powoli zaczął się budzić.
We własnym progu całkiem na nowo pokochał siebie jako człowieka. Aż w końcu zasiadł na skórzanym fotelu i sięgnął po pilota. Zgrabnym ruchem kciuka wcisnął zielony, największy przycisk na panelu sterowania. 20' calowy telewizor bzyknął i powoli zaczął się budzić.
-
Drzewa rozchylone, warga udarowa, wiertarka, bądź dla mnie dobrą
matką, koperta pomocnicza, świder dłużniczy, zawsze my się
myli-w głowie Romana zaczęły kołatać różne myśli, aż w końcu
na głos oświadczył- nie 20' cali tylko 20 lat.
Na
ekranie zaczęły majaczyć sylwetki ludzi. Były ich setki, tysiące,
setki tysięcy. Każdy z nich ma odmienny życiorys, własną
historię, i myśli i wyobraźnię i każdy jeden ma choć pojedynczy
pierwiastek, który odróżnia go od drugiego.
-
Papież umarł?-Roman przechylił głowę zdziwiony. Zmrużył oczy
schowane za okularami
w cienkich oprawkach.
w cienkich oprawkach.
Zebrali
się wszyscy przed wielką sceną. Stonowane miała kolory, a
jednocześnie odblaskami naszpikowana była. Ktoś, stojąc na niej,
przemawiał do zebranego tłumu.
- Ileż
można.-burknął Roman, obracając stopą w poszukiwaniu dziury w
skarpecie.
Zakończywszy
swój wywód, postać opuściła scenę. Ale skoro nie było napisów
to znaczy,
że zaraz wejdzie następna. Roman założył nogę na nogę. Zaczęła się huśtać w powietrzu wesoło, podczas gdy reszta Romana była zasępiona.
że zaraz wejdzie następna. Roman założył nogę na nogę. Zaczęła się huśtać w powietrzu wesoło, podczas gdy reszta Romana była zasępiona.
-
Normalnie to tego nie ma, ale czasem się tak zdarza, że jest.
Dzięki Bogu.-oświadczył kolejny geniusz który, zgodnie z
przewidywaniami Romana, stanął przed mikrofonem parę chwil po
poprzednim.
-
Ciekawe kiedy pogrzeb.-Roman spochmurniał jakby jeszcze bardziej,
gdy wymruczał ostatnie słowo. Zapadł się w fotelu, zadumany jak
pęknięty balonik.
5
czerwca 1989
Gorszego
pudła z kartonu wujaszek nie mógł znaleźć. Co jak co, ale Romek
był pewien że wujaszek jak nikt inny wie czym jest dobre kartonowe
pudło.
Solidny
karton, niezawodna tektura, na której zawsze można polegać.
Idealna wtedy, kiedy możesz w nią zapukać. Niezależnie od
jakości, zawsze wrażliwa na deszcz, ale kto nie jest wrażliwy na
deszcz.
Zawsze
denerwował ciotkę, że zrobi wszystkim trumny z mocnego kartonu.
- I
będę miała napisane coca-cola, tak?
- Nie,
oranżada w proszku.
Teraz
jeden ze swoich skarbów udostępnił siostrzeńcowi Romkowi. Szary,
co naturalne
i rozklekotany, co już bardzo dziwne. Wujaszek wynajął go chyba kumplowi ukrywającemu się przed milicją.
i rozklekotany, co już bardzo dziwne. Wujaszek wynajął go chyba kumplowi ukrywającemu się przed milicją.
Romek
obwiązał pakę sznurkiem, jak prezent pod choinkę, który ma być
otwarty nie wcześniej niż przed pierwszą gwiazdą.
W
którymś z mieszkań ktoś mordował kapustę. Na klatce unosił się
jej duszny zapach.
- Może
nic się nie stanie- pomyślał Romek. Jeszcze tylko ostatnia seria
schodów i wreszcie upragnione drzwi.
Odpoczywał
sobie właśnie opierając się na pace i patrząc z nienawiścią na
stopnie. Pocieszał się, że jego trud będzie wynagrodzony, a
wieczory już kolorowe. Chwilowo jednak zbliżył spocone czoło do
chłodnej, metalowej skrzynki na listy. Zerknął przy okazji na
własny numer. Jest jakaś koperta. Wyjął klucz z tylnej kieszeni
spodni i otworzył skrzynkę z numerem 50.
W tym
samym czasie ze schodów schodził stary sąsiad Romka. Pokonywanie
każdego kolejnego schodka traktował z pietyzmem, analizował za i
przeciw, celebrował moment, jakby był jednym
z ostatnich które mu w życiu zostały.
z ostatnich które mu w życiu zostały.
W
końcu znalazł się na poziomie Romka. Spojrzał na niego, po chwili
na wielkie pudło
i otwartą skrzynkę na listy. Otworzył lekko usta, wpatrując się naprzemienne w wielki karton
i skrzynkę. Chciał coś chyba powiedzieć, ale potrwał tak tylko w milczeniu przez kilkanaście następnych sekund i zabrał się za koleją serię stopni. Romek uczynił to samo z własną.
i otwartą skrzynkę na listy. Otworzył lekko usta, wpatrując się naprzemienne w wielki karton
i skrzynkę. Chciał coś chyba powiedzieć, ale potrwał tak tylko w milczeniu przez kilkanaście następnych sekund i zabrał się za koleją serię stopni. Romek uczynił to samo z własną.
Wiek
większości kobiet siedzących przy stole na pewno zaczynał się
słowem „cztery”,
ale raczej z równą pewnością może stwierdzić że nie kończył się na „naście”. Mimo to troje pań trajkotało wesoło niczym nastolatki, nerwowo poruszając się na krzesłach. Wtem do pomieszczenia wkroczył niewesoły, zdyszany młodzieniec i spojrzał z nerwem na jedną z kobiet. Tę najbardziej pyzatą.
ale raczej z równą pewnością może stwierdzić że nie kończył się na „naście”. Mimo to troje pań trajkotało wesoło niczym nastolatki, nerwowo poruszając się na krzesłach. Wtem do pomieszczenia wkroczył niewesoły, zdyszany młodzieniec i spojrzał z nerwem na jedną z kobiet. Tę najbardziej pyzatą.
-
Obiad będzie o której?
- O,
Romek!- odwróciła głowę w jego stronę. Razem z nią pozostałe
dwie.- i masz telewizor?
- Mam,
mamo. O której będzie obiad?
-
Zgłodniał, trochę się nachodził.-koleżanki pokiwały głową ze
zrozumieniem- już, zaraz podaję.
Romek
kiwnął głową i rzucił jakąś kopertę na stół, oświadczając
że to chyba pomyłka bo adres jest nie ich.
- Ale
to nasz list!- odezwała się tym razem najszczuplejsza z pań. Ta o
haczykowatym nosie.- do naszych władz!
- To
co on robi w naszej, mojej, skrzynce?- spytał Romek.
- No
leży, bo Beatka miała wrzucić do skrzynki, ale przecież znasz
Beatkę, wsunęła do nie do tej co trzeba.
Romek
pomyślał, że to nawet lepiej. Jeszcze byłby z tego jakiś kłopot.
- Co
to za list?- spytał.
Pyzata
kobieta przekręciła kurek, bulgotanie w garze na kuchence powoli
zaczęło ustawać. Zwróciła się do syna.
- Oh,
to co ci mówiłam, Romuś. Idzie nowe. Wszystko się zmieni. To
petycja o ukoronowanie orła cierniem.
Romek
zaciągnął się i posmutniał-na obiad był kapuśniak. Nie lubił
kapuśniaku. Na dodatek często przychodził na niego sąsiad. Drżała
mu ręka i wszystko rozlewał.
Testament
Ja,
Ostrobramski Roman.
Nie.
Dajże spokój.
Ja,
Roman Ostrobramski.
Bardziej
człowieczo, mniej biura i papieru.
Ja,
Roman Ostrobramski, pozostawiam moim...
Nie.
Lepiej mojej. A nie. Lepiej oba.
Ja,
Roman Ostrobramski, pozostawiam mojej żonie Magdalenie oraz synom,
Łukaszowi
i Pawłowi, co następuje:
i Pawłowi, co następuje:
Niech
będzie. Mieszkanie 42 metry na Zielnej. Było, minęło.
Samochód
marki fiat.
Ale
jak będzie trzepał tymi drzwiami! No i jeszcze on. Ostatnia ważna
rzecz, piękna historia, wspomnienia i niezawodność.
Telewizor
marki Sony, w moim posiadaniu od lat 20, nigdy nienaprawiany, stan
ogólny bardzo dobry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz