Prosty zgarbiony pasterz wbił nóż w
ostatniego cielaka i nakarmił rodzinę mięsem. Kiedy nie zostało
mu już nic, zaczął liczyć na Pana.
- Panie, mój, panie, raz dwa trzy, raz
dwa trzy.
„Garbisz sobie” - powiedział Pan,
albowiem jest mądry i wie co będzie, kiedy będzie oraz dlaczego
tak nie jest tak. Odmienia człowieka przez wszystkie przypadki,
które stworzył. Wyprostowawszy go przez wieki, nakazuje garbić się
nad żebrakiem, krwią i myślą, czy on sam nie jest przypadkiem.
Pasterz ponowił swoje wołanie. Pan mu nie odpowiedział. Sześć
słońc i księżyców musiał czekać aż w końcu nawiedził go
dnia siódmego, niedzielę świętą, i tak oto rzekł:
- Cztery, pięć, siedem.
Wtedy chłop usłyszawszy, że nie ma
sześć, nie chciał już jeść. I nie jadł. Nienasycony trójcą, wszystko w swoim życiu
zacząć dzielić i mnożyć przez brakującą cyfrę sześć. Trwało to pół roku,
aż pewnego ranka ujrzał liczbę Bestii na plecach córki i syna i żony swojej. Wówczas chwycił nóż i
zgładził córkę i syna i żonę swoją. Padł potem na kolana, rozpaczliwie wołając:
- Panie, mój, panie, raz dwa trzy, raz
dwa trzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz